terça-feira, 21 de abril de 2009
Historia pewnej sagi
Moja znajomosc z Wilburem zaczela sie wiele lat temu od ksiazki "Okrutna sprawiedliwosc", ktora mnie nie zachwyciala za bardzo ale tez nie zniechecila tak zupelnie. Druga byl "Czarownik" tyle ze przeczytany juz po portugalsku z polecenia Marty, w owym czasie jeszcze malolaty. No i wpadlam;) pozniej czytalam juz wszystko co mi tylko w rece wpadlo i we wszystkich znanych mi jezykach... Po " Gdy Poluje Lew" w wersji hiszpanskiej wpadly mi w rece w pewien majowy wieczor na "Feira do Livro" w Lizbonie te dwie "perelki" ze srodka fotografii. Przepadlam na kilka dni...czytalam to w wannie, w pociagu(na stojaco), w pracy pod lada, przy sniadaniu, obiedzie i kolacjii, o tak komfortowym miejscu jak lazienka wogole nie wspominajac;))).Uciazliwe to bylo troche z powodu wielkosci tych ksiazek. Nie wiem dlaczego Bertrand uparl sie na publikacje ksiazek w formacie bardzo duzej cegly? Saga egipska jest tym do czego uwielbiam wracac, dlatego tez znalazla sie ze mna w Kanadzie. I jak widac, dorobila sie w miedzyczasie czwartego tomu...po angielsku;) ale jeszcze mnie to troche przerasta. Moze nie powinnam na razie tego czytac,zeby sobie przyjemnosci nie odbierac;) tylko ze trudno jest sie oprzec.
Subscrever:
Enviar feedback (Atom)
Sem comentários:
Enviar um comentário