Snieg nie przestal padac az do 19H, uczestnictwo Loli w tej zabawie zostalo calkowicie wykreslone z kalendarza. W najblizszym sasiedztwie dzieci chodzily same, patrzylam tylko na nie z okien i sama przyjmowalam "wizyty". Po pol godzinie Diana miala dosyc, juz ja bolaly nogi, brzuch i przede wszystkim zmarzla. No ale David probowal zrealizowac swoj plan rowerowy mimo tego sniegu prawie po kolana...szybko wrocil...ale wrocil z urobkiem wiec Diana zarzdala ponownego wyjscia. Wiec tym razem poszlam z nimi- to moj pierwszy raz!!!
Juz od dawna bylam pod wrazeniem hojnosci i otwartosci ludzi zamieszkujacych to nasze miasteczko na odludziu, ale dopiero teraz przekonalam sie na jaka to jest skale. Wszyscy byli przygotowani na to swieto, czekali na dzieci z otwartymi drzwiami, czesto nawet pukac nie trzeba bylo nie mowiac juz o wypowiadaniu magicznego zdania"Trick or Treats?" Urobek maja w tym roku potezny. Mam nadzieje ze nie zjedza tego w ciagu najblizszego tygodnia. W kazdym razie pomagamy im na biezaco...zwlaszcza Lola
domingo, 1 de novembro de 2009
Subscrever:
Enviar feedback (Atom)
Sem comentários:
Enviar um comentário