domingo, 6 de dezembro de 2009

z trojka dzieci w muzeum...

Science Museum w Edmonton to niezwykle miejsce. Nagle mozemy sie znalezc w niecodziennym miejscu i w niecodziennej sytuacjii. probujac rozwiazac zagadke pewnego przestepstwa.





Pojezdzic "bezkarnie" policyjnym motocyklem, wlaczajac wszystkie mozliwe swiatla i syreny.

Bardzo ciekawych rzeczy mozna sie dowiedziec, zwlaszcza w sali zatytuowanej Grossology ;) Tych najbarziej "obrzydliwych" nawet nie probowalismy fotografowac. A naprawde bylo tam wszystko co ludzki organizm potrafi wyprodukowac...Zamkniete w slojach. Swoja droga ciekawe czy osoba, ktora "wyprodukowala" to najbardziej obrzydliwe wie ze produkt jej przemiany materii jest muzealnym eksponatem???



Wszystkich eksponatow mozna dotykac a nawet trzeba dotykac, korzystac, eksperymentowac, wachac,naciskac wszystkie mozliwe przyciski, zagladac w kazda mozliwa szczeline. Uczyc sie...po prostu!!!








Dianka bawila sie swietnie, ale wszystkiego musiala dotknac, przestalam robic zdjecia juz w 3 sali, bo podczas tych kilku sekund patrzenia w obiektyw znikala mi Lola...

Maquina devoradora to ja;)







To przywolywanie-Mae- to mniej wiecej bylo co 5 minut na trzy glosy. Bo jak sie mozna domyslec bylam z nimi w tym muzeum sama bo Mr. R jak zwykle mial jakis raport do dokonczenia...i pomyslec ze ja mialam do tego miasta nie jechac.
Po czterech godzinach mialam dosyc, bolaly mnie wszystkie nerwy i skora pod podeszwami. Na pewno jeszcze tam wrocimy, bo warto ale mam nadzieje ze Lolka bedzie juz wieksza, przestana ja fascynowac schody, lazienki i guziki windy. A zacznie sie skupiac na meritum czyli jak wyprodukowac blyskawice, czy drewno jest dobrym przewodnikiem ciepla,jak dzialaja miesnie "wypychacze" i jak odroznic zwykly kamien od tego spadlego z nieba;)

Sem comentários: