quinta-feira, 3 de junho de 2010

dzieci...

Obudzilam sie dzisiaj z pilotem przystawionym do glowy i slowami UP...BOO...Byla 5h rano. I niestety nie udalo sie jej przekonac do spijspijspijspij!
Ludzie pytaja mnie czy ona jest zawsze taka energetyczna i zawsze z jakims celem, zawsze w jakiejs misjii?
Niestety zawsze, ciagle, bez przerw... Te dwie godzinki, ktore spi po poludniu spedzam na obijaniu sie. Kiedys...dawno gdy spala zmywalam, mylam podloge, prasowalam, sprzatalam teraz wlaczam komputer bo mam dosc!
Brak czasu dla siebie calkowity, siedza mi Ciagle na glowie i nawet Diana taka niezalezna i chodzaca wlasnymi sciezkami musi mnie miec w zasiegu wzroku, bo jezeli jej znikam na wiecej niz 30 sekund to wpada w panike i od razu w placz jezeli mnie nie ma w pierwszym przeszukanym pomieszczeniu.
David tez wchodzi w taki dziwny wiek, niby juz nastolatek a ciagle dziecko, co z niesamowitym wplywem jaki wywieraja na niego jego kanadyjscy koledzy daje wybuchowy efekt...wybuchowy z mojej strony bo to ja zaczynam drzec gebe i tluc garami. Najgorsze jest teraz rozplanowanie posilow, bo ja na diecie, Sergio chce jesc tylko ryby i wszystko naturalne i jak najmniej przetworzone a David oczywiscie najchetniej jadlby pizze ze sklepu, hamburgery frytki i popijal wszystko cocacola na co absolutnie nie mozemy pozwolic bo otylosc dziecieca wyglada zza wegla i spod koszuli tez! A o tym ile razy dziennie to dziecko, ktore ma prawie wszystko mowia ze life is not fair to nawet pisac nie bede bo znow sie zdenerwuje a nie po to tego bloga mam.

Sem comentários: